Styczeń 2007.
Dom Artystyczny mieszczący się w naszym Katiopolu (małe
miasteczko przy wschodniej granicy), olśniewał dopiero co skończoną elewacją.
Biel aż raziła w oczy, a ciemnobrązowe stawki przy oknach, drzwiach i brązowym
dachu, nadawały mu niezwykle elegancki charakter.
Była już druga połowa stycznia, śnieg nie ustępował, a
ciemne chmury zwiastowały, że przybędzie go jeszcze więcej, i to lada chwila.
Gdy weszłyśmy po schodach, Alicja, przybierając niesamowicie mądry wyraz twarzy
powiedziała:
- Słuchaj Anka, ale nie zniechęcisz się jakby co? Bo wiesz,
ja bardzo bym chciała tu chodzić, ale ze wsparciem.
- Czym mam się zniechęcić? – zapytałam.
- No jakby ci… nie… nie wychodziło.
- Mnie ma nie wychodzić? Alka, przecież ja się ze strunami
nie tylko w gardle urodziłam. Struny to jak moje drugie dłonie – wytłumaczyłam lekko
urażona.
- Jasne masz rację. Ale wiesz, ten gość jest już starszy,
może cię uczyć „po swojemu”, a ja dobrze wiem, że ty wolisz tak jak… ty wolisz.
- Spoko Alka, będzie ok – zapewniłam przyjaciółkę i weszłyśmy
do środka budynku.
W środku powitała nas cisza i… mnóstwo drzwi. Jedne z nich
prowadziły do sali widowiskowej, w której – sądząc po delikatnych szmerach –
coś się odbywało. Kolejne drzwi po lewej były zamknięte, a następne delikatnie
uchylone. Zobaczyłyśmy, że trwa próba sekcji baletowej. Młodziutkie, ośmio-,
dziesięcioletnie tancerki wyginały swe ręce, nogi, szyję by podołać wyzwaniom
postawionym przez instruktorkę. Ależ to było zaangażowanie! Niesamowite! Byłam
pełna zdumienia dla młodych artystek. Po prawej stronie od wejścia, widniały
dwie tabliczki: Pracownia plastyczno-malarska oraz Pracownia Muzyczna.
- Anka będziesz uczyć się obok mnie! – zawołała z
entuzjazmem przedszkolaka Alka.
- Zgadza się. To co mam zapukać i zapytać tak?
- Tak,
Tak też zrobiłam.
Gdy uchyliłam drzwi przywitał mnie ze skupionym wyrazem
twarzy Pan Instruktor.
- Dzień dobry. Nazywam się Anna Kurka. Chciałabym się
zapisać na kurs gry na gitarze.
- Dzień dobry Aniu. Zapraszam cię nawet teraz. Później dam
Twoim rodzicom kartę do wypełnienia. Jesteś dziś drugą osobą, która do nas chce
dołączyć. Czy grałaś kiedykolwiek?
- Tak od 11 roku życia, czyli 6 lat.
- Świetnie! Wejdź i rozgość się.
Gdy otwarłam szerzej drzwi okazało się, że będzie nas w
sumie dziewięcioro. Nie byłam jednak najstarsza. Tuż pod ścianą siedział około
czterdziestoletni mężczyzna o niesamowicie błękitnych oczach, ciemnych włosach
i delikatnym pociągającym zaroście. Od razu zwrócił moją uwagę – był przystojny.
W oczach miał iskry, które przeskakiwały wesoło.
- Czy zagrasz nam coś? – zapytał instruktor, a mnie zatkało.
- Już, od razu?
- Tak, a czego się boisz?
- Niczego. Tylko myślałam, ze najpierw trzeba wypełnić
trochę papierków (wiadomo wszechobecna biurokracja) i dopiero mogę legalnie
uczestniczyć. Wszędzie wszyscy chcą mieć wszystko na papierze.
Mężczyźnie pod ścianą spodobało się to co powiedziałam.
Uśmiechnął się zawadiacko.
- Oj, Aniu. To nie u nas. Zagraj coś a ja ci powiem czy
papierki są konieczne.
- Tylko, wie pan co… Czy mogłabym też trochę pośpiewać?
Jego pytający wyraz twarzy zasugerował, że powinnam swoją
myśl rozwinąć.
- Wie pan. Gram na gitarze, ale w tej grze pomaga mi też
śpiew. Wszystkie piosenki, których się uczyłam lub uczę, mają dla mnie sens
tylko wtedy gdy je śpiewam. Wie pan ile emocji, sensu i wartości jest w
tekstach dobrych piosenek? Tylko wtedy mogę zagrać melodię tak jak trzeba, gdy
tekst ma jakąś wartość.
- Nie ma problemu.
Mężczyzna siedzący pod ścianą oparł się łokciami o kolana i
w takiej pozycji wbił we mnie swoje lodowatoniebieskie oczy. Zaparło mi dech w
piersiach. Ale…
Wyciągnęłam moją ognisto-czarną gitarę. Zagrałam i zaśpiewałam piosenkę, której nie można pomylić z
żadną inną.
Posłuchajcie.
Katerinet